Ze sobą do Brazyli wzięłam ”przypadkowo” kopię obrazu; Znaku Miłości nowych czasów. Kupiłam tu ładną ramkę A4, oprawiłam obrazek, dołączyłam kartkę z krótką informacją o znaku i krótką informacją o Fundacji Świadomość Ziemi. Opakowałam w przezroczysty kartonik, zawiązałam czerwoną kokardę i prezent podałam duchowi. W tym czasie tłumacz czytał moje proźby. Masz błogosławieństwo do prowadzenia blogu, powiedział duch i... siądż w moim current dodał. Ja ze zdumieniem zapytałam: teraz? Tak teraz, usłyszałam. Pomyślałam sobie, przecież tego pytania wcale nie było na mojej kartce. Z nim miałam przyjść dopiero w następnym tygodniu. Duch jednak nie czekał i dał mi od razu odpowiedź. Staram się zawsze czyli w dniach otwarcia Casy siedzieć w current. Podobnie było w tym tygodniu. Były to bardzo długie, prawie czterogodzinne sesje przed i po południu. Nie mogę powiedzieć, że udało mi się utrzymywać koncentracje przez cały czas, bo to chyba nie możliwe. Czasami czułam że moje myśli były jak karabin maszynowy i trafiały mnie niespokojne z różnych stron. Były też chwile zupełnego spokoju i gdzieś z głębi wychodziła ze mnie wdzięczność za to że mogę doświadczać tego miejsca. Łzy towarzyszyły mi i często to robią gdy dzieje się ze mną coś co nie mogę wytłumaczyć i ubrać w słowa. To coś działo się jakby na innej płaszczyźnie. Pomieszczenia gdzie wytwarzany jest prąd były w tym tygodniu wypełnione po brzegi. Ludzie chętnie tu siedzą ponieważ w current pomaga się duchom w ich pracy tzn tu się daje i tutaj się dostaje. Pomagamy duchom ale też dostajemy healing który potrzebujemy. Miejsce w current miałam zaraz koło przejscia kolejki. Czułam i słyszałam kroki przechodzących ludzi i szum przejeżdżających wózków, słyszałam szepty małych dzieci. Często w current siedzą rodzice z malutkimi dziećmi i te dzieci na ogół są bardzo grzeczne. Nie wiem jak to jest możliwe. W tym tygodniu było w Casie wiele osób na wózkach inwalidzkich. Kolejki były długie. Pod koniec sesji czuło się zmęczenie. Przed wejściem do budynku czekało na Jana dużo ludzi, niektórzy z nadzieją na wspólną fotografię.Zaraz po wyjściu miałam okazję zrobić sobie zdjecie z Joáo co bardzo mnie ucieszyło.
Pospieszyłam do mojej pousady by się przebrać przed wieczornym przyjęciem. Zaraz koło Casy jest olbrzymi plats gdzie parkują duże autobusy. Od tygodnia zaczęły sie tam przygotowania do urodzinowej uroczystości. Malowano ogrodzenie, sprzątano, koszono trawę, zbudowano wysoką wierzę z belek drewniannych w której wieczorem rozpalono ogień. Postawiono olbrzymi namiot i kilka straganow, każdy należący do innej pousady. Na placu zbudowano też wysokie podium z głośnikami dla zespołu muzycznego, rozstawiono wkoło plastikowe stoły i krzesła . Na ogrodzeniu od strony ulicy powieszono
Zrobiłam parę zdjęć i pomyślałam że chyba zepsuł mi się aparat ale nie, inni fotografowali to samo. Proszę zobaczcie sami. Kilka razy wieczorem w okolicy Casy robiłam zdjecia w nadziei że zfotografuje jakiegoś orbsa. I rzeczywiście udało mi się ale nigdy w takiej ilości jak na przyjęciu. Orbsy to stosunkowo nowy fenomem. Znalazłam próbę tłumaczenia tego zjawiska na internecie , sami przeczytajcie. Myślę że jest to niewątpliwie związane z energią miejsca. Chyba Byty też przyszły na to przyjęcie. Dlaczego nie.
Póżniej zaczęły się fajerwerki. Trzeba przyznać, że potrafili zrobić wyjątkowo piękne widowisko. Na zdjęciu widać orbsy na niebie wśród rozpalonych fajerverków. Rozpalono też ognisko rakietą w tej wcześniej wybudowanej drewniannej wierzy. Nie obyło się bez obstawy. Samochód policyjny z czterema policjantami czuwał przy wjeżdzie przez cały czas trwania przyjęcia.